W ostatnim czasie miałem przyjemność przegryźć się przez cztery lektury związane z Austriacką Szkołą Ekonomii i przyznam, że była to przyjemność warta poświęconego czasu, choć ostateczny obraz odmalowany przez książki był raczej depresyjny.
Czemu miałbym więc dzielić się tytułami, które wprowadzają w depresyjne nastroje? Może dlatego, że naiwny optymizm jest dobry dla innych – ja wolę realistyczne spojrzenie, nawet jeśli nie napawa optymizmem. Pozwala przecież lepiej nawigować w rzeczywistości.
Dlatego zaczniemy od klasycznej lektury Frédérica Bastiata - „Co widać i czego nie widać” - cieniutkiej broszury z połowy XIX wieku, napisanej jeszcze przed ukształtowaniem się myśli szkoły austriackiej (Bastiat bywa uznawany za jej prekursora), w czasach gdy kodyfikowano podstawy nauk ekonomicznych, ale na tyle już blisko nam, by system polityczny i finansowy przywodził na myśl ten nasz, współczesny.
Bastiat brawurowo porządkuje pewne sprawy – całe dzieło orientuje wokół następującej osi: kiedy gdzieś pojawia się jakieś dobro za sprawą politycznej interwencji, gdzieś indziej realnie musi zniknąć. To prawda stara jak świat, ale plastycznie i sugestywnie opisana przez Bastiata nabiera nowego znaczenia. Jeśli rząd buduje nowe gmachy, to nie sklonował robotników, kamienia, zaprawy i maszyn. Te wszystkie realne rzeczy, materiały i realni ludzie zostali przeniesieni do realizacji celu, który widać, podczas gdy zniknęli w innym miejscu, którego na pierwszy rzut oka nie widać. Może tym samym sumptem powstałyby inne, bardziej pożyteczne rzeczy, niż spektakularna publiczna inwestycja?
Mamy zbyt często tendencję do doceniania tych widocznych efektów działań. Zapominamy natomiast nagminnie, że inflacyjne mnożenie pieniędzy i przenoszenie pracy do sektorów publicznych nie jest tak naprawdę zdolne do magicznej multiplikacji zasobów. Walec, który wyrównuje drogę w jednym miejscu, nie wyrównuje jej w innej. Jeśli chcemy zaś zbudować drugi walec, stal, która go buduje nie jest wykorzystana w innej maszynie i może w efekcie rządowej interwencji mamy za dużo walców a za mało dźwigów?
Bastiat nie pisze rozwlekle, ale zręcznie zwraca nasze oczy na pytania o to co, gdzie i kiedy jest potrzebne, oraz co, gdzie i kiedy znika, gdy pojawia się coś innego, widocznego. Smutna konstatacja jest niestety taka, że niewiele się z tego wszystkiego nauczyliśmy. Naprawdę niewiele. Dlatego trzeba Bastiata przypominać – nie nawet po to, by negować wszelką działalność państwa jako taką, ale by zadać krytyczne pytanie o koszty, jakie w każdym przypadku ona generuje.
https://ksiegibarneja.pl/Co-widac-i-czego-nie-widac-Frederick-Bastiat