Jak bardzo, w skali od 1 do 10 irytuje Cię wyszczerzony Człowiek Sukcesu na okładce? Zastanów się dobrze nad tym pytaniem. Te idealnie wybielone zęby i spojrzenie taniego milionera? Znasz to?
Ja niestety też.
Z pewnym bólem, ale i rozbawieniem wziąłem więc specyficzną książkę o gabarycie małego pustaka i z wyszczerzonym autorem na okładce ozdobionej dość pretensjonalnym na domiar złego tytułem: „Money. Mistrzowska gra”. Wszystko po to, by przyjrzeć się jakie cudo kryje się w tej kuriozalnie wydanej pozycji i jaki mógłby być z tego pożytek.
Zaskakujące, ale okazuje się, że nie taki mały!
Zresztą, szczerzący się na okładce Człowiek Sukcesu ma w tym wypadku prawo i podstawy, aby się szczerzyć. Tony Robbins to amerykański multimilioner, ucieleśnienie snu o drodze od pucybuta na szczyty, właściciel kilkudziesięciu firm – małego imperium zbudowanego na samorozwoju i doradztwie. W zasadzie Robbins to już legenda. W USA otaczany gwiazdorskim podziwem daje od wielu lat okazję do budowania lepszego jutra dla każdego. Coachingowa mowa-trawa? Niekoniecznie. Sam Robbins jest przykładem, że zmiana w myśleniu potrafi zaprowadzić bardzo daleko. Szczegółowo opowiada swoją historię wyrośnięcia z ubogiej rodziny, gdzie jego karierą miało być zostanie kierowcą ciężarówki, przez przełomowe seminarium rozwoju osobistego, które popchnęło go na zupełnie inną życiową ścieżkę.
Tym razem zamiast swojego głównego przedmiotu zainteresowania bierze na warsztat zarządzanie osobistym budżetem. Jak mówi – przywykł do pomagania zwykłym ludziom, a kryzys roku 2008 wstrząsnął tak bardzo posadami tego, co uważa się za „bezpieczne” w finansach i tak bardzo skrzywdził wielu rozsądnie oszczędzających ludzi, że autor dostrzegł potrzebę stworzenia uniwersalnego podręcznika, który solidną wiedzę finansową sprowadziłby pod strzechy i uczynił z niej tarczę, chroniącą kapitał przed zakusami szemranych instytucji. Robbins zna specjalistów tematu i widać, że naprawdę chciał przełożyć ich wiedzę na ludzki język. Uczynić terminologię zrozumiałą, a scenariusze i strategie czytelnymi.
Dlatego złożył dość wyjątkową książkę, która zabiera w podróż poprzez budowanie osobistego planu emerytalnego, oczywiście skrojonego na warunki USA, niemniej dość sugestywnego i dla naszego obszaru geograficznego i prawnego (w skrócie: ulgi nieco inne, ale filozofia podobna).
Sposób pisania „Money” jest specyficzny i w pewnym momencie załapałem, że autor po prostu próbuje stosować psychologiczne sztuczki, np. mechanizm chwalenia czytelnika za podejmowanie kolejnych kroków, czy ciągłe podsumowania „tego co już udało Ci się zrobić!”. Taki sposób, który w wypowiedziach Robbinsa na żywo jest wprost magnetyczny (naprawdę! Zobaczcie jak ten gość potrafi mówić!) Po kilkudziesięciu sekundach od początku, można już siedzieć z szerokim uśmiechem i chłonąć każde słowo tego czarodzieja-oratora). Tutaj na papierze niestety nie gra to tak doskonale, jak wypowiadane z żywą emocją przed tłumem ludzi.
Ironia losu polega też na tym, że strategie inwestycyjne przedstawione w „Money”, z dużą dozą prawdopodobieństwa mogły wyprowadzić na manowce zastosowane przed krachem okołokoronawirusowym (że to nie tylko krach spowodowany przez wirusa, ale że też nie całkiem od tego oderwany nie musimy raczej czytelników przekonywać, jeśli tylko sięgnęli po opisywane poprzednio książki Austriackiej Szkoły Ekonomii). Autor poświęcał bardzo dużo uwagi psychologicznej stronie inwestowania i temu, że wejście na rynek i zobaczenie natychmiast po tym, jak traci się gros oszczędności, potrafi złamać ducha i zmusić do wycofania z podkulonym ogonem, by w efekcie przespać kolejną hossę. I właśnie dokładnie takie ryzyko przed jakim autor ostrzegał czekało na czytelników tej książki tuż przed 2020 rokiem. Na szczęście kto sięgnie po nią teraz będzie być może mądrzejszy o te kilka miesięcy i o doświadczenie spadków.
Robbins przeprowadza przez uproszczoną drogę od decyzji o oszczędzaniu, wraz z wyjaśnieniem procenta składanego, przez alokację aktywów i różne strategie ubezpieczeniowe i rentierskie, pozwalające korzystać z zebranego kapitału.
W książce są do tego ukryte trzy perełki – jedna, wgląd w alokację aktywów Raya Dalio (choć niedobrze mi się robiło od nabożnej czci jaką Robbins roztaczał, kiedy tylko przywoływał postać tego wybitnego swoją drogą finansisty), następna – bardzo ciekawe wywiady z różnymi rekinami wielkiego kapitału. Tutaj przegląd jest niesamowicie rozległy – od czystej spekulacji analizą techniczną Tudora Jonesa, po Austriacki sceptycyzm Marca Fabera. Świetny, otwierający oczy rozdział na wielką różnorodność podejść do rynków.
Trzecia perełka to - ku mojemu zaskoczeniu - część typowo coachingowa. Autor jest jednak mistrzem tematu i bardzo ciekawie rozprawia się z różnymi kwestiami uprzedzeń do bogactwa. Przedstawia wspaniałą zachętę do uczciwej produktywności i pasjonująco opowiada o dzieleniu się tym co posiadamy. Jednym słowem pochyla się nad pytaniem, kiedy pieniądze potrafią dać szczęście? Przeczytanie tego rozdziału może bardzo pomóc uzdrowić osobisty stosunek do finansów i jest jedną z najbardziej zaskakujących części książki.
System emerytalny zaprojektowano tak, by kilkadziesiąt osób pracowało na jednego emeryta, a przejście na emeryturę odbywało się początkowo już po przekroczeniu średniej długości życia. Dziś daty te oddziela od siebie kilkadziesiąt lat, a na emeryta pracuje ledwie garstka ludzi. Mamy więc do wyboru zdanie się na państwo albo osobiste oszczędzanie. Robbins zabiera znaczący głos w tej sprawie i daje nam serię podpowiedzi co możemy zrobić tu i teraz.
https://ksiegibarneja.pl/MONEY